E-book o historii Zagłębia Dąbrowskiego:
|
|
Wielkanocne refleksje zagłębiowskie |
Piotr Bielecki
01.04.2010
|
|
Na początku dwudziestego pierwszego stulecia zwykle żyjemy w gąszczu, irytującym natłoku wyrazów, a więc rzeczowników, czasowników, przymiotników, takich, jak: procedura, priorytet, przetarg, afera, korupcja w prokuraturze, policji i sądownictwie, eksmisja rodzin z dziećmi na bruk, rewaloryzacja, lista dłużników, oprocentowanie, stopy procentowe, pedofilia, nepotyzm, gry hazardowe, narkomania, prywatyzacja, podatek Belki, koszty przesyłów energii elektrycznej, molestowanie, „wyprowadzanie” milionów złotych z banków. Tego rodzaju rejestr leksykalny – wielekroć budzący grozę – idzie w nieskończoność. Męczy on nas przez cały rok, niczym ostry gwóźdź w przemoczonym bucie zimową porą. Nic dziwnego, że na przełomie lutego, marca i kwietnia lubię – wbrew wszystkiemu, na siłę – przywoływać w myślach słownictwo z całkiem innego pola semantycznego. Jest to moja „domowa” psychoterapia.
W tym czasie szczególnie mnie pociągają trzy zespoły obrazów. Są to: pąki kaczeńców i główki krokusów; symboliczne pisanki, zwane niekiedy kraszankami; wreszcie bociany, zlatujące się na Józefa, zwykle identyfikowanego przeze mnie z Brygadierem, Komendantem, Marszałkiem, wreszcie – Dziadkiem. To przecież ten przybysz z Zułowa, i z krakowskich Oleandrów, w prostej szarej maciejówce, w 1919 roku po raz pierwszy w wolnej Polsce obchodził swe wiosenne imieniny. Nic dziwnego, że 19 marca mojemu pokoleniu już na zawsze kojarzy się z Niepodległością, zielenią krzewów oleandrowych i barwą wielorakich ziół.
Na przywołanych symbolicznie kwiatach rzecz się nie kończy. Prócz nich wiosnę z sobą niosą: przebiśniegi, sasanki, przylaszczki, białe gajowe zawilce. Nad nimi Chopinowskie wierzby zaczynają kusić biało-żółtymi kotkami. Wszystko to nosi się do kościoła w Niedzielę Palmową, na siedem dni przed Wielkanocą, przed powstaniem Chrystusa z grobu. Starożytni wierzyli, że wszystko budzi się do życia za sprawą bogini kiełkującego ziarna, Persefony (Kory), wracającej z Hadesu. Radość zwiastują w różnych fazach wiosny ptaki: szpak, szczygieł, kraska, żółto-czarna wilga, kos, jaskółka dymówka, jaskółka brzegówka, gil, jemioł, jerzyk, sójka, kukułka, słowik szary, puszczyk, sowa uszata; przede wszystkim bocian biały.
Szczególnym elementem świata flory jest barwinek i źdźbła żyta. Nadają one cudownej barwy jajkom wypełniającym, wespół z barankiem, koszyk „święconego” w wielką sobotę. Ów baranek z ciasta, przysmak naszego dzieciństwa, był i pozostaje symbolem ofiary, Męki Pańskiej, a przyozdobiony czerwoną chorągiewką na wysokim drzewcu, oznacza Zmartwychwstanie.
Zmartwychpowstawanie przyrody, Zmartwychwstanie Chrystusa doskonale zespala się w naszej narodowej wyobraźni i pamięci z Irredentą. Na imieniny Józefa - jak już wyżej zaznaczyłem - zwykle na ojczystym niebie pojawiają się bociany. Sprawę tę szczególnie traktuję, iż widzę podobieństwo ich losów do losów naszych rodaków na przestrzeni historii. Pielgrzymują tysiące kilometrów z północnej Afryki, by osiąść i zbudować gniazda „na polskim ugorze”, jak to określił Juliusz Słowacki. Takim pielgrzymem był Jozef Piłsudski, dawny zesłaniec na Sybir, pogromca bolszewików, pełen charyzmy, legendarny bohater narodowy. Jego portret, jeszcze z czasów przedwojennych, wisi w mojej łagiskiej „hacjendzie”, którą obecnie moi przyjaciele coraz częściej nazywają „zagłębiowską zagrodą”. Niech i tak będzie… Rzeczywiście jest to zagroda formowana przez ponad sto dwadzieścia lat. Pamiętam, że właśnie na Józefa wystawiana była z okna jednopiętrowego domu z czerwonej cegły narodowa flaga ku czci Dziadka. W zabudowaniach weselało. Słychać było konie, ryczące krowy, pianie koguta. Dzisiaj gospodarstwa się już nie prowadzi, ale wiosenne ptactwo ma tu swoje siedziska. Z okienek chlewika i obszernej stodoły raz po raz wybiegają wiewiórki, czasem pojawia się kuna. Wiewiórki – czarne i brązowe – mają na zimę swoje, nasze, domowe orzechy: włoskie i laskowe.
Kilka razy w miesiącu przesiaduję tutaj, zwłaszcza w tradycyjnej zagłębiowskiej kuchni, w której pali się „pod blachą” i przywołuję w myślach gromady moich bliskich, już nie żyjących. Spoczywają na cmentarzu w Będzinie-Łagiszy. Przed laty w szczególnym ciepłym nastroju święcili palmy, a w Wielką Sobotę nieśli gromadnie do kościoła wiklinowe koszyczki. Dzisiaj przyjemnie jest opowiadać wnuczce o minionym. Nie bawi mnie wsadzanie nosa w telewizyjny ekran, na którym pojawiają się zacietrzewione, nienawistne twarze. Albo też można iść w lekturę poezji. Oto na przykład odpowiedni wiersz „Wielkanoc” Jana Lechonia, wybitego znawcy polskiego pejzażu kulturowego, i pejzażu polskiej duszy:
Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki,
Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze.
Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze,
A pod niebem wysoko śpiewają skowronki.
Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy,
Droga, którą co święto szli ludzie ze śpiewką,
Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy
Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką.
Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste,
Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska.
Poznała Zbawiciela z świętego obrazka,
Upadła na kolana i krzyknęła: "Chryste!".
Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą,
A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą,
Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem."
Czytając w przedświątecznych tygodniach i dniach ten wiersz, utrzymany w skamandryckiej poetyce i stylistyce, wiersz-obrazek, daleki od awangardowych aspiracji, pozostajemy pod wrażeniem urody ojczystego słowa, komunikatywności zdania. Bije z niego paschalne dostojeństwo, przeświadczenie, że autentyczne odczuwanie istoty cierpienia i ofiary znajduje się w sercach pod łowicką, a więc ludową „zapaską”. „Chłopka”, „nie widziała, a uwierzyła”. Inaczej, niż Tomasz-Apostoł, który musiał dotknąć przebitego boku Zbawiciela, aby go rozpoznać. Przychodzi w tym miejscu na pamięć „Romantyczność” Mickiewicza i jego uwaga na temat „martwych prawd, nieznanych dla ludu”. Lechoń zdaje się sugerować, że prawdy żywe, wiara w zmartwychpowstawanie ciągle jeszcze ma miejsce pośród wierzb sadzonych „wśród zielonej łąki:… Pośród ludzi autentycznych, nie wtłoczonych w gorset konwenansu.
WŁODZIMIERZ WÓJCIK |
|
#1 |
dnia kwietnia 01 2010 20:37:17
#2 |
dnia kwietnia 03 2010 14:30:13
#3 |
dnia kwietnia 05 2010 13:02:54
#4 |
dnia czerwca 22 2010 05:33:59
|
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
|
Brak ocen. Moe czas doda swoj?
|
|
|