E-book o historii Zagłębia Dąbrowskiego:
|
|
Refleksje o Śląsku i Zagłębiu |
Piotr Bielecki
14.03.2010
|
|
W ostatnich kilkunastu latach zdarzają się niekiedy takie oto scenki. Mieszkaniec Warszawy, Gdańska czy Przemyśla telefonuje do jakiegoś mieszkańca Będzina, Dąbrowy Górniczej czy na przykład Czeladzi – w sprawie osobistej czy służbowej – i przy okazji grzecznościowo pyta: „A co tam słychać, u was na Śląsku?” Tego rodzaju pytanie bywa wielekroć przyjmowane z sarkazmem, czy nawet z wyraźnie manifestowanym oburzeniem. Można ostatecznie przełknąć fakt, że sosnowiczanin mieszka w województwie śląskim (tak sprawa została autokratycznie postanowiona za rządów premiera Jerzego Buzka), ale… sosnowiczanin, czy będzinianin nie czuje się Ślązakiem i pamięta że za wojewody katowickiego, Aleksandra Zawadzkiego mieliśmy województwo o nazwie osobowej Śląsko-Dąbrowskie, a za czasów Edwarda Gierka Śląsko-Zagłębiowskie. Zresztą regionalna organizacja „Solidarności” określa się – i słusznie - jako Śląsko-Dąbrowska, a w Warszawie dawny most Kierbedzia nazywa się do dzisiaj mostem Śląsko-Dąbrowskim. Kiedy sięgam myślą do najwcześniejszych pokładów mojego dzieciństwa przywołuję wspomnienie o Karliku z „Kocyndra”, o Stanisławie Ligoniu. Wydaje się to dość dziwnym zjawiskiem, ale my Zagłębiacy każdego tygodnia z niecierpliwością wyczekiwaliśmy „Dziennika Zachodniego” wydawanego na Śląsku, w Królewskiej Hucie, czyli w obecnym Chorzowie. W tej gazecie właśnie spotykaliśmy Karlika jako autora dowcipnych, rozweselających rysunków, rodowitego Ślązaka. Niemal cała moja rodzina różnymi nićmi życia – wielekroć bardzo serdecznymi - związana była i jest ze Śląskiem, zwłaszcza z Górnym, w naszej świadomości identyfikowanym z Katowicami, Bytomiem, Chorzowem, Rudą Śląską, Zabrzem, Lublińcem, Raciborzem, Rybnikiem, Pszczyną, Gliwicami, czy Kędzierzynem-Koźlem. Ale nie znaczy to, że godzi się na swoiste, „bezkarne” i bezzasadne „inkorporowanie” ziem zagłębiowskich w strukturę terytorialną Śląska.
Utrzymując i respektując bardzo ścisłe związki ze Śląskiem mieliśmy i nadal mamy zdecydowane poczucie, że jesteśmy regionem odrębnym – Zagłębiem Dąbrowskim. W jego skład – ujmując rzecz nieco arbitralnie - wchodzą Będzin, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, Czeladź, Wojkowice, Sławków, Siewierz, Psary, Bobrowniki i Mierzęcice. To jest Zagłębie w ścisłym tego słowa znaczeniu. W szerszej interpretacji do tego regionu zalicza się nadto Jaworzno, ziemię zawierciańską, olkuską, Ożarowice od strony Tarnowskich Gór, oraz Chrzanów i jego okolice…
Dostrzegając odrębności geograficzne, obyczajowo-kulturowe, językowe, czy mentalnościowe Zagłębia Dąbrowskiego i Górnego Śląska trzeba jednocześnie zgodzić się z tym, że w życiu gospodarczym, w infrastrukturze ekonomicznej, w budowie geologicznej jest to obszar w zasadzie jednolity, niemożliwy do sztucznego segmentowania.
Jaki jest stosunek zwykłych, całkiem zwykłych obywateli, przeciętnych Ślązaków i Zagłębiaków do inkorporowania ziem zagłębiowskich do Śląska? Ślązacy uważają, że za Brynicą mieszkają nie Ślązacy, lecz „gorole”, Zagłębiacy Ślązaków nazywali po prostu „kornelami” lub „Hanysami” i nie byli nigdy skłonni włączać Gliwic, Zabrza, czy Rudy do Zagłębia. Każda z tych społeczności chciała po prostu żyć w spokoju w granicach swojej „małej ojczyzny”.
Inkorporacja Zagłębia do Śląska to sprawa raczej polityków, w tym niektórych wojewodów, podejmujących często arbitralne decyzje administracyjne. A zwykli mieszkańcy naszego makroregionu?
Jedni i drudzy są zwolennikami odrębności; ale czy odrębności gospodarczej? Raczej nie. Widzą odrębność mentalnościową, obyczajową, kulturową. Czasem jedni i drudzy docinają sobie przy różnych okazjach. Ale…
U wielu ludzi, u nas i gdzieś indziej, czai się dość często pewien żywioł złośliwości i przekory. W mikroregionach są bardzo różne pewnego rodzaju konflikty. Na przykład w samym Zagłębiu niektórzy mieszkańcy Grodźca wykrzykują niekiedy „Łagiszoki – kaszoki”, i w odzewie słyszą „Grodźczanie – flaczorze”; wielu powtarza „Czeladzianie – Szwedy”. I przecież z tego powodu nie leje się krew. Ten ostatni frazes pojawiał się podobno z tego powodu, iż podczas słynnego POTOPU, właśnie w Czeladzi stacjonowały wojska Karola Gustawa. Gdy kilka lat temu przed będzińskim Zamkiem Piastowskim Zagłębiaków opowiadałem ambasadorowi ONZ w Polsce Mathiew Kahane tę legendę o stacjonowaniu Szwedów w Czeladzi, jego małżonka – Szwedka z pochodzenia – zwróciła się z uśmiechem do mnie i do mego syna Andrzeja, który był tłumaczem z angielskiego – słowami: „W imieniu Królestwa Szwecji składam na panów ręce serdeczne przeprosiny za najazd naszych wojsk na Polskę”. Stworzył się po tych słowach klimat wyjątkowej serdeczności i wesołości. Wydaje się, że czasem subtelny dowcip może wiele dobrego zdziałać.
Wróćmy do formuły: złośliwość i przekora. Wchodzimy tu w sferę rozważań o naturze człowieka. Nie trzeba mieć za sobą zbyt głębokich studiów psychologicznych, aby zauważyć, iż w strukturze osobowościowej człowieka nie tyle panuje harmonia, ile dysharmonia. W istocie ludzkiej zawiera się czynnik atynomiczności i oksymoroniczności. Są w ludziach anioły i demony. To właśnie – wypracowywane przez wieki - zasady moralne, wskazania religijne i filozoficzne mogą być pomocne w opanowywaniu sił destrukcji, zamienianiu filozofii nienawiści w filozofię miłości. Służy temu wzajemnie poznawanie się ludzi z różnych regionów. Cóż powiedzieć o młodym pracowniku nauki ze Śląska, który deklaruje swoją niechęć do ludzi z Zagłębia, choć – jak powiada – nigdy nikogo ze swoich kolegów nie odwiedził w Będzinie, Dąbrowie Górniczej, czy w Czeladzi… Rozwiązanie jest proste: „Trza ruszyć zodek” i poznawać kolegów w ich rodzinnym gnieździe…
Widać wyraźnie, że Zagłębiacy i Ślązacy bronią swojej odmienności mentalnościowo-kulturowej, swojej duchowości, własnej biografii, przyzwyczajeń, gustów, nawyków. Nie jest to naganne. Przeciwnie… Każda z tych społeczności pragnie przede wszystkim bezpieczeństwa fizycznego i – powiedzmy to – duchowego. Każdorazowe wyjście górnika na „szychtę” jest prawdziwą wyprawą na wojnę. Wojnę z żywiołem. „Śląski” ból rodzin zmarłych tragicznie w kopalni „Halemba” jest taki sam, jak mój „zagłębiowski” ból po stracie ojca, który nie wylizał się z ran po dwóch wypadkach; najpierw w kopalni „Saturn” a potem w kopalni „Generał Zawadzki”. Miał zaledwie czterdzieści trzy lata. Ostatecznie doszedł do siebie po wypadku w śląskiej kopalni „Mysłowice” Łagiszanin, sztygar Daniel Piechowski, ale jego rodzina, zanim dowiedziała się, że żyje, przechodziła przecież prawdziwe katusze. To jest życie; jednakie – Ślązaków i Zagłębiaków. Widać tedy, że jedni i drudzy przechodzili – i nadal przechodzą - przez swoje „męki pańskie”. Także jedni i drudzy przeżywali rzeczywistość nazywającą się „zabór pruski”, bądź „zabór carski”.
Każda z wymienionych społeczności pragnie mieć coś swojego, niepowtarzalnego. Swoje kulinaria, swoje przyzwyczajenia, stroje („szerokie kiecki” na Śląsku), swoje pejzaże. Wybierając się na przykład do Tarnowskich Gór dzwoniłem wcześniej do Erny z zapytaniem, czy będą rolady, kluski śląskie z „modrom kapustom”. Ona i jej rodzina zwykle dopominała się o pieczonki zagłębiowskie i zagłębiowski żurek. Zagłębie chlubi się niepowtarzalnymi składnikami pejzażu: Piastowskim zamkiem w Będzinie, starym zamkiem w Sosnowcu, Siewierzu i Rabsztynie, górą Świętej Doroty, pałacem Ciechanowskich, Pogorią, Zalewem Przeczyckim. A przecież Śląsk ma też swoje urokliwe miejsca: wspaniały rynek w Tarnowskich Górach oraz starą kopalnię srebra ze sztolnią „Czarnego Pstrąga”, niektóre enklawy starego Bytomia, zespół pałacowo-parkowy w Pszczynie i Świerklańcu, sanktuarium w Piekarach, zazielenione już hałdy w Czerwionce-Leszczynach, odsłonięty w roku 1967 katowicki Pomnik Powstańców Śląskich, Pałac Młodzieży, wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, w którym nota bene w latach szkolnych wielokrotnie sadziłem krzewy i drzewka. Jednym słowem jedni i drudzy mają swoje skarby. Nie ma powodu do wzajemnej zazdrości.
Konflikt natomiast może się rodzić przy natrętnym, bezustannym, zadawaniu pytań, która kultura wyższa, ważniejsza, ma starszy rodowód. Ale takich prostackich i naiwnych pytań zadaje się sporo. Kto większy? Mickiewicz, czy Słowacki? Chopin, czy Szymanowski? Leonardo da Vinci, czy Rafael?
Zadrażnienia na przykład występują, kiedy pospolici prostacy wyśmiewają gwary śląskie uważając je za połamaną – niekiedy zgermanizowaną - polszczyznę. Jest to ze wszech miar naganne. Cywilizowany człowiek dostrzeże urodę tej gwary, podobnie jak podda się urokowi, mowy Kaszubów, czy naszych górali. To na Śląsku zrodziło się przepiękne zdanie – pełne subtelności i miłości - wypowiedziane przez mężczyznę a skierowane do kobiety: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. Prostaccy „wyśmiewacze” śląskiej gwary nie wiedzą zapewne tego, że była ona w wielu fazach historii twierdzą obronną polszczyzny, gdyż nie dopuszczała naleciałości zewnętrznych na przykład – na emigracji za Oceanem - amerykanizmów. Zresztą wiadomo: i Ślązacy i Zagłębiacy mieli swoje „za chlebem”. To Brazylia, to Nord francuski, to znów jakieś Teksasy. Mój przyjaciel mieszkający w mieście Missisauga, w Kanadzie, Zabrzanin z Kończyc, profesor-poeta Florian Śmieja wie doskonale, że bezustannie snuję refleksje na temat relacji: Śląsk – Zagłębie. Od czasu do czasu coś ciekawego przez pocztę internetową mi dopowiada. Ostatnio przysłał mi informację: „Znalazłem w liście ks. L. Moczygemby (założyciela Panny Marii w Teksasie) do o. Semenki zdanie >>Jako Szlązak mam więcej polskiego uczucia jak wysłowienia<<. Florian”. Nie powiem nic więcej, niż to, że te słowa wzruszyły mnie do głębi…
No właśnie. A gdzież tu szukać „wysłowienia” poprawnego wówczas, gdy wiatry HISTORII pędzą człowieka – Zagłębiaka i Ślązaka - czasem tam, gdzie chce, najczęściej jednak tam, gdzie wcale nie chce.
Od najwcześniejszych lat dzieciństwa – od przedwojny - kontaktowałem się ze Ślązakami. Wiele dni mieszkałem nawet w katowickim „drapaczu chmur”; z miejscowymi dziećmi bawiłem się w Parku Kościuszki, po wojnie wsłuchiwałem się jako uczeń Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w mowę moich śląskich kolegów szkolnych. Dlatego tak lubiłem Ligonia; jego „bery śląskie” przynosiły radość. W roku 1949 brałem udział w imprezie rozrywkowej w Katowickiej Filharmonii przy ulicy Sokolskiej 2 z udziałem Ligonia. Pamiętam, jak potrafił w tonie autoironii bawić widzów i słuchaczy opowiadając swoje bery śląskie. W międzyczasie zwracał się do zebranych z pytaniem w rodzaju: „Ze współczuciem patrzycie na moją łysinę… Nie ma co współczuć. Wprowadziłem ją celowo… Dlaczego – pytacie? Wiele lat atakowały mnie komary, których okropnie nie znoszę. Teraz wredne owady, spadając na moją głowę, ślizgają się i łamią sobie… gnaty...”
Mity o wyjątkowej pracowitości Ślązaków a lotności umysłowej Zagłębiaków są tylko mitami. Pracowitość ludzi zza Brynicy w dawnym ujęciu oznaczała trud pracy fizycznej w kopalniach, fabrykach i hutach. Było to uproszczenie, na ten czas akceptowane w opinii publicznej. Dziś pojęcie pracowitości ludzi ze Śląska nabiera nowego znaczenia. Ludzie tej ziemi pracowitość swoją manifestują obecnie żywiołowym pędem ku wiedzy, wykształceniu, działalności twórczej w dziedzinie techniki, informatyki i… humanistyki. Wystarczy przywołać liczne rzesze dzieci ze śląskich rodzin robotniczych, które nie tylko ukończyły Uniwersytet Śląski i inne krajowe i zagraniczne uczelnie wyższe, ale osiągnęły status pracowników nauki, z tytułami profesorskimi łącznie.
Wielu legitymuje się imponującym dorobkiem w dziedzinie literatury i sztuki. Dość wskazać na Gustawa Morcinka, Jerzego Dudę-Gracza, moich przyjaciół: Wilhelma Szewczyka, Floriana Śmieję, Tadeusza Kijonkę, Katarzynę Młynarczyk. Także Kazimierza Kutza. Ten bardzo wybitny reżyser filmowy i teatralny czyni sobie niekiedy szkodę poprzez infantylne publicystyczne wystąpienia antyzagłębiowskie, zwłaszcza antysosnowieckie. Czyżby mieszkaniec Szopienic miał z czasów wczesnej młodości jakieś urazy ze strony ościennego miasta zza Brynicy?
Takich urazów na przykład nie miał Jan Pierzchała. Urodzony w Szczakowej, w Zagłębiu, do szkoły uczęszczał między innymi w Chorzowie, kształcił się i rozwijał na Dolnym Śląsku, we Wrocławiu. Tam działał, potem pracował na Górnym Śląsku, w Katowicach, mieszkał w Zagłębiu i tu spoczął na wieki, na cmentarzu przy ulicy Mireckiego w Sosnowcu.
Urazy powstają na gruncie mitologicznego myślenia wedle zasady – jak to ujął niemiecki filozof Ernst Cassirer - pars pro toto, czyli uogólniania czegoś w oparciu o pojedyncze zjawisko. Jeśli w czasie okupacji na terenie Łagiszy majster budowlany ze Śląska zbił przy budowie domu polskiego robotnika (byłem tego świadkiem), to wcale nie znaczy, że okrutnikami są wszyscy Ślązacy. W tym samym czasie wielu ludzi z Bytomia, Chorzowa, Tarnowskich Gór pomagało na różne sposoby mojej rodzinie w zdobywaniu „na lewo” kartek żywnościowych. No, właśnie…
W pejzaż duchowy Śląska od lat wpisywali się i nadal wpisują się wybitni ludzie kultury i sztuki spoza regionu: pisarze pochodzenia lwowskiego (Jan Brzoza, Aleksander Baumgardten), poeci (Tadeusz Różewicz), kompozytorzy (Wojciech Kilar); pracownicy nauki: Ireneusz Opacki, Jerzy Zbigniew Nowak i dziesiątki innych.
Zagłębiacy zaś uznani za koneserów humanistyki (Jan Kiepura, Tadeusz Urgacz, Stanisław Krawczyk, Alina Kowalska, Jadwiga Romańska, Renarda Ocieczkowa itp.) coraz szerzej opanowują tak zwane zawody i dyscypliny „praktyczne”, stają się coraz bardziej racjonalni, zdyscyplinowani i zorganizowani. Tutaj humanistyka łączy się z informatyką, techniką, pragmatyką. Dość wskazać na wzrastający tu potencjał gospodarczo-techniczny. O tych sprawach bardzo ciekawie mówi absolwent Politechniki Krakowskiej magister inżynier ochrony środowiska – Andrzej Wójcik, znany w regionie i w Polsce specjalista zajmujący się utylizacją niebezpiecznych odpadów. W Zagłębiu widać imponujące inwestycje; między innymi energetyczne (na przykład Elektrownia „Łagisza”) czy też ekologiczne (SARPI w Dąbrowie Górniczej).
Budowaniu i umacnianiu tożsamości zagłębiowskiej służą bez wątpienia odbyte już dwa Kongresy Kultury Zagłębia Dąbrowskiego, ale na forum obrad tych kongresów padają słowa przyjazne w stosunku do Śląska i Ślązaków. Wystąpienie mówiącego te słowa zostały wielekroć przyjmowane z uznaniem. 20 października 2005 roku („Byłem – a to moje nieuczesane spostrzeżenia” – anonim) jeden z uczestników obrad w internecie dość spokojnie komentował wygłoszone referaty, w końcu zapisał: Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie (i pewnie nie jestem w tym odczuciu odosobniony) nieplanowane wystąpienie Pana prof. Włodzimierza Wójcika (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazwiska). W wielką pasją opowiedział o pracy na rzecz integracji Zagłębia. Zapamiętałem na całe życie jego myśl, która mniej więcej brzmiała: Budować trzeba tożsamość Zagłębia nie przeciw komuś, czemuś (np. Śląskowi), ale w imię idei łączenia się…
Nie mogę kłamać. Muszę przyznać, że te słowa były nie tylko przyjemne, ale podniosły mnie na duchu. Przypomniałem sobie, że już ćwierć wieku temu sprawy te podnosiłem w swojej publicystyce. Dość przywołać mój esej pod znamiennym tytułem Łączyć zamiast dzielić ogłoszony drukiem w roku 1981 na łamach „Wiadomości Zagłębia” (nr 14)
Kończyliśmy szkoły na Śląsku, ale też uczestniczyliśmy w budowaniu Uniwersytetu Śląskiego, właśnie - śląskiego. Jest to przecież wymowne. I to bardzo. To w Sosnowcu powstał jako odrębna struktura akademicka Wydział Filologiczny, tutaj okrzepł, umocnił się po to, aby w swojej walnej części osiąść w stolicy Śląska, w Katowicach. I to jest dobrze. To bardzo dobrze…
Co dalej?
Rzecz normalna. Prawa życia kierują naszym postępowaniem. Przychodzi czas współpracy przy respektowaniu cech osobniczych każdej w kultur… Mozaika kultur to uroda świata. Różność i różnorodność wzbogacają świat. Mające swoją odrębną osobowość i niepowtarzalną oryginalną urodę Górny Śląsk i takież Zagłębie są tymi szlachetnymi kryształkami tworzącymi fascynujący obraz. Układa się on wedle kolejności: w region Śląsko-Zagłębiowski, a ten wraz niepowtarzalnym Podhalem, Wielkopolską, Mazurami, Mazowszem, Podlasiem, Kaszubami i innymi „małymi ojczyznami” formują dostojny kształt Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. POLSKI…
WŁODZIMIERZ WÓJCIK
Pamięci Erny i Mieczysława Nikodemów |
|
#1 |
dnia marca 16 2010 21:19:12
#2 |
dnia marca 20 2010 14:56:07
#3 |
dnia marca 20 2010 15:56:25
#4 |
dnia marca 20 2010 22:56:33
#5 |
dnia marca 20 2010 23:00:47
#6 |
dnia marca 21 2010 20:19:45
#7 |
dnia czerwca 28 2010 09:52:59
#8 |
dnia lipca 02 2010 16:07:12
#9 |
dnia lipca 02 2010 16:07:34
|
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
|
Brak ocen. Moe czas doda swoj?
|
|
|